Świat cuchnie ...ale ty nie musisz.
...ale ty nie musisz.
...ale ty nie musisz.
Historia marki
Od 1928
W 1928 roku, w sercu Paryża, Janek Niuch von Sniff, młody i ambitny
polski chemik, odkrył niezwykłą formułę perfum. Pracując w skromnym
laboratorium, otoczony fiolkami i ekstraktami, Janek eksperymentował z
różnymi esencjami, szukając idealnego zapachu. Jego pasja do chemii i
miłość do natury doprowadziły go do stworzenia perfum, które miały stać
się symbolem elegancji i wyrafinowania.
Początkowo, jego kreacja nie spotkała się z entuzjazmem. Rynek był nasycony produktami uznanych marek, a Janek, jako nieznany twórca, miał trudności z zainteresowaniem swoim produktem. Jednakże, nie poddał się. Wierzył w swoją wizję i kontynuował pracę nad doskonaleniem perfum.
Sukces przyszedł niespodziewanie. Pewnego dnia, znana aktorka teatralna, przypadkiem odkryła jego perfumy i zakochała się w ich wyjątkowym aromacie. Sława aktorki i jej zamiłowanie do perfum Janka sprawiły, że stały się one przedmiotem pożądania wśród paryskiej elity. Wkrótce, każdy chciał posiadać flakon tych ekskluzywnych perfum.
Wojna, która wybuchła w 1939 roku, przerwała rosnącą karierę Janka. Zmuszony do opuszczenia Francji, wrócił do Polski, gdzie spędził lata okupacji. Po wojnie, z determinacją odbudował swoje życie i biznes. Jego perfumy, choć na chwilę zapomniane, ponownie zyskały na popularności, stając się symbolem nadziei i odrodzenia.
Historia Janka Niuch von Sniff’a jest przypomnieniem, że pasja i wytrwałość mogą prowadzić do sukcesu, nawet w obliczu największych przeciwności. Jego perfumy, znane dziś jako “Esencja Niuch von Sniff’a”, są nadal cenione za ich niepowtarzalny zapach i historię, która za nimi stoi.
Dzień dzisiejszy
Tak naprawdę to nie. Oczywiście, że nie. Nie każdy miał dziadka w wehrmahcie, nie każdy jest przyjacielem królika, nie każdy ma paszport polsatu. Zawsze chciałem się pobawić w robienie perfum, ale nie było mnie na to stać.
Nadal mnie nie stać, ale tworzę i dzielę się tym, co stworzę z bliźnimi – bez względu czy sobie tego życzą, czy nie. To doleję do tego, tamto zmieszam z tym i trzymam kciuki
…a wy potem to wąchacie.
Teraz trochę poważniej, co tu się naprawdę dzieje?
Wszystko zaczęło się zupełnie niewinnie: kilka lat temu kupiłem sobie pierwsze olejki eteryczne. Pachniało intensywnie, więc kupiłem drugą porcję zapachów, których nie znałem, potem trzecią… i tak wpadłem po uszy. Zaczęło się czytanie książek, fora internetowe, próbki z całego świata, własne mieszanki o 3 w nocy.
Po roku wiedziałem już więcej o nutach i akordach niż o własnym zawodzie.
Naturalnym krokiem wydawało się: „Skoro tak mi się to podoba, to może zacząłbym sprzedawać te swoje zapachy?”.
No i wtedy uderzyłem w ścianę.
Zrobić coś to jedno, nawet jeżeli jest tylko akceptowalne lub lepsze.
Duży problem był gdzie indziej.
M.in. do 100 000 PLN kary za wprowadzenie produktu bez badań i zezwoleń. Pytałem Groka wiele razy, ale w wielkim skrócie perfum mojej roboty raczej nigdy nie wprowadzę do sprzedaży.
Okazało się, że żeby legalnie sprzedać choć jedną 30-ml buteleczkę perfum w Polsce, musiałbym:
- zrobić badania za 15–30 tys. zł (za każdą recepturę!)
- zostać płatnikiem VAT od pierwszego złotego
- założyć działalność
- zgłosić kosmetyk do CPNP
- mieć raport bezpieczeństwa prod. kosmetycznego
- opłacić ubezpieczenie producenta
- odpowiadać za produkt przez 10 lat
Dla zwykłego pasjonata/hobbysty to jak budowanie elektrowni atomowej, żeby zapalić żarówkę w kuchni.
„Dobra, to może będę robił perfumy tylko dla znajomych, bez faktur”
Rozważałem sprzedaż „po cichu”, tylko dla znajomych i znajomych znajomych. Ludzie, których już znałem, nie mieli problemu, żeby powąchać czy przetestować. Szybko okazywało się, że nie takie złe jak się spodziewali, a po chwili nawet niezłe.
Pewnie by działało, ale średnio to brzmi i pracuje.
czy ktoś kiedyś nie zgłosi mnie do Sanepidu albo Urzędu Skarbowego.
Polak Polakowi Polakiem więc albo kończę zabawę ze sprzedażą,
albo muszę mieć TYŁOCHRON™.
I wtedy przyszedł najprostszy i najuczciwszy pomysł: skoro nie mogę (i nie chcę) zostać producentem perfum, to zostanę po prostu przewodnikiem po tym świecie.
Przychodzisz, siadamy przy stole pełnym fiolek, ja opowiadam, pokazuję, podpowiadam, a Ty – od początku do końca – tworzysz swój własny zapach.
Na koniec pakujesz go do pięknego flakonu i zabierasz do domu.
To nie są „moje” perfumy, które Ci sprzedaję – to Twoje, które sam zrobiłeś pod moimi skrzydłami.
Ojojoj jak to się pięknie wszystko składa.
Już niemal traciłem nadzieję i motywację, ale Grok poratował.
Podatkowo wszystko układa się bardzo prosto i w pełni legalnie: prowadząc warsztaty, sprzedaję wyłącznie usługę (warsztaty kreatywne / doświadczenie), a nie kosmetyk. Dzięki temu działam w ramach działalności nierejestrowanej, nie muszę być płatnikiem VAT, nie rejestruję żadnych produktów w CPNP i nie ponoszę kosztów badań bezpieczeństwa. Na życzenie wystawiam zwykły rachunek imienny. Ty płacisz za świetny czas i wiedzę, ja rozliczam się jak przy każdej innej usłudze edukacyjno-rozrywkowej.
Zero szarej strefy i zero stresu dla nas obojga.
Bez żadnych kombinacji, urzędów i pięciocyfrowych kosztów. Mogę podzielić się pasją i legalnie coś z tego mieć. Wiadomo, że nie zarobię kokosów, ale chociaż nie stracę aż tyle. Ta stówka czy dwie w świecie perfumiarstwa to kwota na waciki. Jeśli kiedykolwiek marzyłeś o własnych perfumach, ale tak jak ja uznałeś, że formalności są z kosmosu – to właśnie dla Ciebie wymyśliłem te warsztaty. Fajnie by było gdybym miał takiego kogoś gdy zaczynałem przygodę z zapachami. Tak to niestety bywa, że często trzeba być swoim własnym bohaterem.
